30-krotność składek ZUS. O co ta cała awantura?

1 stycznia 2020
30-krotność składek ZUS. O co ta cała awantura?
O zniesieniu limitu 30-krotności składek ZUS było ostatnio głośno w mediach. Środowiska ekonomistów i analityków na zmianę z rządowymi doradcami zabierały emocjonalny głos w tej sprawie. Przeciętny Polak oprócz klimatu sporu nie miał szansy zaznajomić się z clou tej dyskusji. Warto więc pokusić się o wyjaśnienie zawiłych kwestii, by móc wyrobić sobie zdanie w tym, jak się okazuje kontrowersyjnym, temacie.
  • System zdefiniowanej składki
  • Zniesienie 30-krotności do kosza

System zdefiniowanej składki

Obecnie pracownicy osiągający w danym roku 30-krotność przeciętnej pensji w Polsce, odprowadzają składki od równowartości tej kwoty. Przekroczenie przez nich tej granicy nie oznacza składek na wyższym poziomie. W praktyce oznacza to, że w 2019 roku zarobki na poziomie 142 950 zł, czyli górnego limitu podstawy składek na ubezpieczenia społeczne (11 912,50 zł brutto miesięcznie) będą oskładkowane. To limit, który pozwala najwyżej wykwalifikowanym specjalistom myśleć o emeryturze obliczanej proporcjonalnie do kwoty górnego limitu. Ma to zapobiec wywindowanym świadczeniom emerytalnym. Tym samym pracodawcy płacący najhojniej, nie muszą się martwić o składki pracowników zarabiających powyżej wspomnianej kwoty maksimum.

Zniesienie 30-krotności do kosza

Pełne ozusowanie specjalistów (bez limitu) zakładało tymczasowo zwiększenie wpływów do budżetu państwa, zarówno ze strony pracowników, jak i pracodawców. Najlepiej opłacani specjaliści to grupa 370 tysięcy osób, która zwiększyłby dochody krajowe o 7 mld złotych. W efekcie jednak doprowadziłoby do podwyższenia szacowanej emerytury, czyli zwiększonych wydatków państwa. To jednak odroczona w czasie konsekwencja, na którą nie chciało się zgodzić środowisko samych pracowników, pracodawców i ekonomistów. Oprotestowanie pomysłu argumentowane było także zwiększonymi kosztami pracowniczymi, które w konsekwencji mogłyby doprowadzić do zmniejszenia zatrudnienia wśród najwyżej wykwalifikowanych i tym samym spowodować spadek konkurencyjności firm. Dotknęłoby to zapewne branże bazujące na nowych technologiach i unikalnych umiejętnościach. Odpływ za granicę drogiej, ale cennej grupy pracowników w poszukiwaniu lepszych zarobków również byłby nieunikniony. Nic jednak nie zastąpi dalekowzroczności ekonomistów, którzy podkreślają odłożona w czasie nieuniknioną dysproporcję w świadczeniach dla przyszłych emerytów oraz masową ucieczkę specjalistów od składek w inne modele zatrudnienia.

Pracownicy IT, ale i właściciel firm z branży technologicznej odetchnęli z ulgą. Kontrowersyjny pomysł emerytalny został zbombardowany kontrargumentami, a rozsądek wziął górę nas pazernością. Chrapkę na składki pracownicze ma każda władza, pytanie tylko, czy chwilowa zachcianka nie odbije się czkawką przyszłym emerytom.

Czytaj także